niedziela, 17 stycznia 2016

.351

~Lili


 Luca. To imię obudziło w kobiecie wiele wspomnień. Mimo, że muzyka grała głośno a wokół pełno było roztańczonych i rozmawiających ludzi Lili miała wrażenie, że przeniosła się do aromatycznego sklepu z najlepszą czekoladą jaką kiedykolwiek jadła. W miejscu tym było zawsze pełno dzieci ale i dorosłych nigdy nie brakowało. Nie było w miasteczku osoby, która nigdy nie zjadłaby chociaż jednej kosteczki ze sklepu pana Stivena. Tamtejsze pralinki były istotnym mistrzostwem świata. Nie czekolada jednak była powodem jej wspomnień ale pracujący tam siostrzeniec pogodnego właściciela. Kiedyś, w przeszłości kiedy długie loki Lil nie były przyprószone jeszcze siwizną owy siostrzeniec , Luca był jej bardzo dobrym przyjacielem. 
-Przepraszam, czy coś się stało? –Zapytał uprzejmie mężczyzna.
-Lili? Wszystko w porządku? –To Alex właśnie podszedł do ich stanowiska widząc dziwny wyraz twarzy swojej matki.
-Co? Och tak tak kochanie wszystko gra, przepraszam Pana najmocniej, to ta starość mózg już nie pracuje jak kiedyś, rozumie pan. A więc pannie Luca jestem Lili a ten czarujący, postawny mężczyzna to mój syn Alex.
-Tak właśnie myślałem jest do pani naprawdę bardzo podobny. Ma nawet te same oczy. –Zauważył.
-No tak możliwe. A więc? Które pączki pan sobie życzy? Te z różą?
-Hm wolałbym jednak te z budyniem i advocatem. Są polane czekoladą prawda?  -Wskazał na niewielką tackę pączków udekorowanych wiązanką ciemnych, czekoladowych pasków.
-Tak to prawdziwa, belgijska czekolada. Niestety od kiedy byłam młoda pokochałam, te prawdziwe pełno mleczne wyroby i już mi tak zostało. Rozumie pan, to nie to co te dzisiejsze pseudo tabliczki.
-Tak doskonale Panią rozumiem.
-Lili przestań sobie romansować tylko bierz się za robotę. Trzeba sprzedać to wszystko a nie stać i gadać! –Zawołała do niej Amanda przed, którą zebrała się już mała kolejka miłośników tłustych pączków.
-Najmocniej przepraszam, to moja przyjaciółka Amanda i rzeczywiście chyba powinnam jej trochę pomóc. –Luca przyznał jej rację, zapłacił za pączki z dość sporym napiwkiem i szybko odszedł w stronę swojego stolika.
Wieczór mijał szybko, a wszystkie smakołyki rozchodziły się z prędkością światła. Mimo całego tego zamieszania kobieta przez cały wieczór wciąż wracała do wydarzeń w przeszłości.  Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że starszy pan, którego widziała dziś po raz drugi jest kimś kogo znała dawnej. –Absurd! –Powiedziała i zabrała się za dalszą sprzedaż.
Kiedy wszystkie faworki, chruściki i słodkie pączki były wyprzedane a kobiety na swoim stanowisku mogły zaproponować tylko garść serwetek i serdeczny uśmiech Nela wraz z Alexem pomogli pozbierać wszystkie śmieci i resztki do dużego, kartonowego pudła, które stało pod stolikiem. Później wspólnie zapakowali karton do bagażnika samochodu. Amanda postanowiła dołączyć  do męża na sali, który sam bawił miejscowe panie od ładnych paru godzin. Lili natomiast wraz z Nelą i Alecem, który niezmordowanie cały wieczór pomagał przy sprzedaży zabrali się w drogę powrotna do domu.  Na pustych ulicach miasteczka nie było wcale żadnych samochodów. Wszyscy albo już spali albo tańczyli na parkiecie w rytm głośnej muzyki.
-Dziękuje Ci kochanie, to był naprawdę męczący dzień. –Pożegnała się z Nelą i ucałowała na dobranoc śpiącego na tylnym siedzeniu brzdąca. Na jego twarzy malował się spokój, który udzielił się również starszej kobiecie.
*
Wspomnienia, odbicie przeszłości, które przez całe życie jest w nas żywe.

sobota, 16 stycznia 2016

.352

~Lili


Och czy ostatnio wszystkie te dni muszą być takie zwariowane? -Zapytała Lili swoją przyjaciółkę, która miała całe ręce w czekoladzie.
-Kochanie same zgłosiłyśmy się na "Smakowity Karnawał" więc teraz nie ma co narzekać tylko trzeba działać. A zresztą jak ci wszyscy głodni ludzie i wszystkie łasuchy z okolicy zbiorą się na wieczornej potańcówce to będą musieli coś zjeść. A im więcej zjedzą tym my zbierzemy więcej pieniędzy dla chorych dzieciaków. No Lil zakasaj rękawy i rób te swoje anielskie, różane pączki. -Kobieta w niebieskim fartuchu nie miała innego wyjścia jak tylko przesiać bieluchną jak styczniowy śnieg mąkę do miski, zrobić drożdżowy rozczyn z ciepłego jeszcze ale nie gorącego mleka i w miseczce obok rozetrzeć różaną, pięknie pachnącą konfiturę. Amanda jak zwykle miała racje "Smakowity Karnawał" to ciąg, co piątkowych potańcówek dla wszystkich mieszkańców miasteczka, z których dochód przeznaczony był na szpital dziecięcy. Kilka lat temu one i parę innych kobiet wymyśliło , że można by na te zabawy piec ciasta, smażyć pączki a potem to wszystko sprzedawać po przyzwoitych cenach. Dzięki temu dochód z imprezy był wyższy i mogły pomóc większej ilości chorych. Słynne już wypieki Amandy-Lil miały już wielu zwolenników dlatego kobiety od pierwszego tygodnia stycznia do ostatniego dnia karnawału miały piekarniki pełne ciast, ciasteczek a lukrowane pączki i cukrowe faworki smażone były w ogromnej ilości. Chociaż dla wielu ludzi w ich wieku byłby to na pewno ciężka i męcząca  praca ale im przysparzała tylko samej przyjemności i kilka dodatkowych kilogramów przez podjadanie tych wszystkich pysznych słodkości.
Dziś nawet mały Alec pomagał lukrować puchate, tłuściutkie bułeczki z różanym nadzieniem i gdy myślał, że nikt nie patrzył podjadał chruściki z dużego kartonu, który stał za chłopcem.
Lili roztopiła tłuszcz w małym, srebrnym garnuszku i na końcu dodała do drożdżowego ciasta. Zagniotła wszystko dokładnie i delikatnie po czym odłożyła ciasto do wyrośnięcia.
-Nie no tak nie może być! Pracujemy tu od samego rana, bez wytchnienia, bez jedzenia. -Amanda spojrzała na nią znad aromatycznych babeczek, które właśnie kończyła dekorować z nieskrywanym zdziwieniem. -Bez jedzenia mówisz kochanie? A te faworki, babeczki i połowa pączków które już usmażyłyśmy to co twoim zdaniem jest?? -Zapytała z uśmiechem, chociaż wiedziała co ta ma na myśli.
-Chodzi mi o normalne jedzenie.Jest już po pierwszej do obiadu jeszcze trochę a sądzę , że jakiś lekki lunch by się przydał. Co powiecie na kanapki z kozim twarożkiem z pomidorami i kiełkami a do tego świeży sok?
-Ja jestem za. Co ty na to Alec? -Odpowiedziała starsza kobieta, która  ściągała już fartuch z napisem "Kura domowa" przez głowę. Chłopiec z rozczochranymi włosami uśmiechną się szeroki i głośno wyraził swoje aprobatę co do pomysłu.
-No to raz dwa, myć łapki i idźcie usiąść przy kominku a ja zaraz wszystko przyniosę. -Alec  pobiegł przodem a Amanda zapytała jeszcze Lili czy pomóc jej w czymś. Kobieta pokręciła szybko głową po czym wyjęła z dolnej szafki trzy małe, brązowe talerzyki i jeden większy na kanapki. Zabrała się za krojenie pełnoziarnistego chleba z słonecznikiem i dynią, następnie niektóre kromki pieczywa posmarowała masłem, pamiętając , że Alec nie przepada za masłem. Wyciągnęła z lodówki małe, słodkie pomidorki koktajlowe, udekorowała kanapki kiełkami lucerny i przełożyła je na większy z talerzy. Świeży sok z jabłek miała w lodówce przygotowany od rana, wycisnęła go zanim Nela przyprowadziła swojego małego syna. Na drewnianą tace obok przekąsek położyła szklanki i miseczkę z cząstkami obranej pomarańczy.
-To jest naprawdę pyszne! Czy mówiłam Ci już, że powinnaś otworzyć piekarnie czy coś!?
-Spokojnie, zachowuj się Amando! -Upomniała ją Lili z uśmiechem. -Poczekaj chociaż aż przyniosę serwetki.
-Nie ma potrzeby, świetnie sobie bez nich radzimy prawda Kochanie. -Wskazała Aleca, który zabierał się już za drugą kanapkę. Lili stwierdziła. że serwetki naprawdę się nie przydadzą więc została i nalała wszystkim do pełna mętnego, chłodnego napoju. 
Gdy wszystko zniknęło z talerzy a po soku został już tylko pusty dzbanek kobiety wraz se swym małym pomocnikiem zabrały się do dalszej roboty. Ciasto na pączki było już gotowe więc pani domu z grubsza tylko je rozwałkowała po czym przy pomocy filiżanki wycięła puchate bułeczki.
-No Alec teraz zostawimy je tylko by ładnie sobie urosły a potem będziemy je smażyć. 
Praca szła szybko i około godziny czwartej wszystkie ciastka były już gotowe, należało je tylko popakować.  
Wieczorem Nela wraz z Alexem pomogli starszym kobietą zapakować kartony pączków do samochodu i wszyscy razem pojechali na miejsce imprezy. Cała sala była już pięknie przystrojona kolorowymi girlandami i migającymi światełkami. Po jednej stronie stało całe grono okrągłych, przykrytych granatowym obrusem ze srebrną nitką po drugiej zaś orkiestra rozkładała i stroiła swoje instrumenty. Bufet znajdował się w drugiej sali, za przeszkloną duża szybą. Duża cześć stanowisk była już gotowa a słodkie przekąski oraz szybkie dania wraz z ponczem zdobiły stoliki przybyłych. Na "Smakowity Karnawał" piekły i gotowały nie tylko starsze panie takie jak Amanda i Lil ale również pełne nowych pomysłów nastolatki i ustatkowani ojcowie, nauczyciele i pielęgniarki ze szpitala na rzecz , którego była zbiórka. Dwa lata temu do "smacznego" teamu dołączył nawet szef kuchni bardzo dobrej restauracji -John Rull i tak mu się zabawa spodobała, że obiecał swój dożywotni udział w przedsięwzięciu. Na jego szczęście w zeszłym roku poznał miejscową ślicznotkę, która piekła "nieziemskie orzechowe cudeńka" jak to ujął po skosztowaniu jej kasztanowych ciasteczek z kawałkami orzechów.
-Szybciej, Alex mówiłam, że strasznie się wleczesz! -Pospieszyła syna.
-Przepraszam mamo, ale jest ślisko i chyba nie chciałaś żeby te wszystkie pączki wylądowały w rowie.
-Och oczywiście, że nie ale teraz do roboty. -Zagoniła dwójkę swoich dzieci do pracy a sama zaczęła przygotowywać "Pączkowe talerzyki". Gdy skończyli z całymi rekami ubrudzonymi od lukru i cukru usiedli na chwilę na ławeczce ustawionej przy drzwiach i podziwiali efekt końcowy. Stanowisko Amandy i Lili wyglądało naprawdę uroczo. Chwilę później do sali zaczęli schodzić się goście. Byli w śród nich i starzy i młodzi. Wszyscy elegancko ubrani, panie w sukienkach a panowie w czarnych szarych lub granatowych garniturach. 
-Witam Panie czy mógłbym prosić kilka tych smakowicie wyglądających pączków. -Pierwszym klientem  kobiet był starszy mężczyzna ubrany w czarny garnitur. Jego siwe włosy starannie zaczesane były do tyłu a w kieszonce marynarki usytuowana była chabrowa butonierka. Mimo wieku dostrzec można było, że kiedyś był naprawdę przystojny a jego przenikliwe oczy wciąż pozostawały pewne uwagi. Lil wydawało się , że skądś pamięta tego człowieka. 
-Przepraszam czy my się już nie spotkaliśmy? -Zapytała
-Owszem to ja jestem tym zagubionym facetem, który szukał domu. -Powiedział z uśmiechem. -Miło mi jestem Luca.
*
Choć raz zwolnij i spójrz na świat, który Cię otacza. To co zobaczysz może Cie naprawdę zadziwić.

piątek, 15 stycznia 2016

.353

~Przeszłość


Od samego rana ruch w restauracji był ogromny. Mimo, że to dopiero piątek obsługa lokalu biegała z zamówieniami jak w świąteczne dni. -Co tu się dziś dzieje? Ci ludzie nie muszą pracować?! -Zawołał Kayl, młody, wysoki kelner, który był jedną z najdłużej pracujących tu osób. Lili nie miała innego wyjścia tylko od razu po śniadaniu zbiegła na dół, do kuchni i przewiązując firmowy fartuch wzięła się do roboty. Upieczony, świeży chleb kroiła w niezbyt duże trójkąty, mieszała masło z czosnkiem i przyprawami. Kiedy słodkie bułeczki i drożdżówki były już na wykończeniu co było bardzo dziwne bo zazwyczaj upieczone dzień wcześniej starczały na cały kolejny dzień. Nie było innego wyjścia jak tylko zarobić szybko ciasto drożdżowe. Gdy było już gotowe, zostawiła je żeby mogło chwilę w spokoju wyrosnąć, w tym szalonym rozgardiaszu. 
-Lil proszę zrób trzy razy jajecznice chłopską i dwa jajka po benedyktyńsku. -Zawołał szef kuchnie, który był nikim innym jak jej ojcem. -A jak skończysz to jeden omlet na słodko i dwa cesarskie.
-Już się robi Szefie! -Zawołała z uśmiechem, zasalutowała co doprowadziło do śmiechu dwie kelnerki, które właśnie weszły do kuchni i wykrzykując kolejne zamówienia. Wbijając jajka do miseczki,  roztapiając masło na patelni Lili nie zważała nawet na czas, który szybko mijał jej przy kuchennych stołach. Omlet, za omletem wykładany na talerz był swoistego rodzaju dziełem sztuki. Kobieta nie lubiła podawać czegoś byle jak, nawet jeśli nikt nie śmiałby zwrócić jej uwagi przez wzgląd na to kim była. Każde danie było dopieszczone dodatkami. Słodziutkie małe, owsiane placuszki przełożone słodkim twarożkiem posypane były podprażonym, złociutkim słonecznikiem, posiekanymi orzeszkami i świeżą, pachnącą żurawiną. To było jedno z ulubionych śniadań wielu gości restauracji więc młoda pomocnica miała ręce pełne roboty. 
Kiedy największe oblężenie minęło, a większość gości wyszło z lokalu z uśmiechem na twarzy Lili dostała przepustkę od ojca. Śmiejąc się podziękował jej bardzo za pomoc a potem odesłał ją do jej zajęć. -Idź Lili naprawdę już sobie tutaj poradzimy. I tak w razie czego zawołam Cię, Idź! -Wygonił ją z kuchni, Po tym kuchennym maratonie młoda kobieta wcale nie czuła się zmęczona, ani trochę. Zawsze, odkąd pamiętała miała pełno energii. Teraz wbiegając po schodach do góry z uśmiechem zastanawiała się jak może wykorzystać ten ostatni, wolny tydzień przed powrotem na uczelnie. Wzięła szybki prysznic, ułożyła niesforne loki w luźny kok i podeszła do szafy zastanawiając się co włożyć w ten mroźny dzień. Zdecydowała się na żółty sweterek z dzianiny i czarną spódniczkę. 
Postanowiła najpierw zajrzeć do sklepu z czekoladą i odwiedzić Luca a potem wpadnie do Amandy, krawcowej z teatru bo ta prosiła by wpadła pod koniec tygodnia aby dopasować strój do małego weekendowego przedstawienia. Zakładając płaszcz Lili odkryła ze smutkiem, że brakuje jej jednej rękawiczki. -Pewnie ją gdzieś zapodziałam.-Powiedziała do siebie i przeszukała całą szafę w poszukiwaniu zguby. Niestety po dokładnym sprawdzeniu jej zawartości odkryła, że rękawiczki tam nie ma i uświadomiła sobie z nieukrywaną rozpaczą, że zgubiła ją bezpowrotnie. -No nic, nie ma co płakać. Jestem już spóźniona. -To powiedziawszy wyszła z domu, z jedna rękawiczką w kieszeni płaszczu. Gdy weszła do  czekoladowego królestwa zobaczyła, że tu ruch jest zdecydowanie mniejszy. Jak zwykle grzecznie przywitała się w oczekiwaniu aż Luca wyjdzie z zaplecza.
Gdy w końcu pojawił się, jego twarz była smutna i on sam wydawał się jakby nieobecny.
-Hej czy coś Pana trapi Panie Luca? -Zapytała zatroskana i podeszła bliżej lady. Gdy młody sprzedawca ubrany w wypłowiałe, szare spodnie i granatową koszulę spostrzegł kto przyszedł do sklepu trochę się ożywił. Jednak jego oczy nadal pozostały smutne.
-Witaj Lili, nie wszystko w porządku. Pewnie przyszłaś po swoją zgubę,
-Zgubę ? -Zapytała zbita z tropu Lili. -Ach! Nie do wiary, masz na myśli moją rękawiczkę? Naprawdę jest tutaj? -Zapytała pełna nadziei, kiedy uświadomiła sobie o czym on mówi. 
-Tak wypadłą Ci, kiedy byłaś tu ostatnim razem. Chciałem pobiec za Tobą i Ci ją oddać ale akurat wszedł klient i sama rozumiesz. -Po tych słowach poszedł na zaplecze i po chwili wrócił z chabrową rękawiczką. 
-Dziękuję Ci bardzo! Gdy dziś rano zobaczyłam, że jej nie mam myślałam, że już jej nie odzyskam! Jak mogę Ci się odwdzięczyć?
-Daj spokój, przecież nic takiego nie zrobiłem. Tylko przechowałem ją do twojego przyjścia. Naprawdę nie ma sprawy. -Zapewnił ja Luca. Lili widząc w jakim nastroju jest mężczyzna chciała najpierw dowiedzieć się co się stało ale gdy ten nic nie chciał zdradzić postanowiła go rozweselić co również nie przyniosło, żadnych efektów. 
*
Wstań i WALCZ! To twoje życie, twoja przyszłość. Jeśli ty o nią nie zadbasz nikt inny, za Ciebie tego nie zrobi! 

czwartek, 14 stycznia 2016

.354

~Lili

-Oh nie marudź tylko wpuść mnie do środka. Na dworze strasznie sypie. Nie wiem jak ktoś o zdrowych zmysłach może lubić zimę. Zawsze wiedziałam, że pod tymi brązowymi lokami coś jest nie tak. -Nela, która była szczupła do zawsze no chyba, że w wyjątkiem ciąży bez trudu przecisnęła się miedzy Lili a drzwiami. Starsza kobieta była bardzo zaskoczona jej późna wizytą i z góry zaczęła przepraszać za "straszny" bałagan panujący w całym domu. Oczywiście tym bałaganem był mały rondelek od mleka stojący na kuchence i filiżanka po niedawno wypitej kawie w zlewie.
-No dobrze moja droga, skoro już tu jesteś -Powiedziała z udawaną złością.  -To czego się napijesz?
-Może być herbata, ta pyszna co zawsze mi ją parzysz. Ale nie na herbatę tu przyszłam.
-Nie? A myślałam, że właśnie taki masz zamiar. -Lili wstawiła czajnik wypełniony do połowy wodą na gaz po czym wyciągnęła starą, mosiężną puszkę z aromatyczną mieszanką herbaty i suszonych owoców. Był to ulubiony napój Neli odkąd sięgała pamięcią. Młoda kobieta usiadła  na drewnianym krześle przy stole, tym które stało naprzeciw kuchennego okna  zupełnie jak wtedy kiedy miała dziesięć lat. Ah te czasy dzieciństwa Alexa czy szalonej i zawsze ciekawskiej blondyneczki. Mimo wielu obowiązków i trudów był to czas beztroski, pełen zabawy i radości. Nawet po ciężkim dniu w pracy Lil wiedziała, że po powrocie do domu czekać będą na nią jej małe pociechy z wyciągniętymi lepkimi łapkami gotowe na kolejne przytulasy. Każdy chciałby aby jego brzdące zawsze były małe. By nie musiały dorastać i poznać jaki świat naprawdę jest brutalny.
-No to mów kochanie co Cie do mnie sprowadza o tej porze? -Zalewając herbatę Lili uważała, by nie wylać gorącej wody. Dziś jej stare, pomarszczone ręce trzęsły się bardziej niż zwykle a chłód, który od kilku dni mrozi wszystko na zewnątrz niestety nie pomagał. Aromat, który zaczął powoli niczym obłoki letniej mgły spowijającej nagrzane słońcem pola unosić się w powietrzu przywoływał na myśl świeże, soczyste jabłka, korę cynamonu i duże aromatyczne śliwki. Staruszka równiej jak jej goście przepadała za tą herbatą. Było w niej coś co kazało zatrzymać się na chwilę z kubkiem herbaty i pomyśleć. Była idealna na jesienne i zimowe wieczory spędzone pod kocem z książką w ręku gdy za oknem padał ulewny deszcz albo gdy spadały pierwsze, urocze płatki śniegu.
-Nie mogę w to uwierzy, naprawdę niedowiary.
-Ale mówisz o swojej siostrze rozumiem.
-Oczywiście a komże innym. O mojej małej siostrzyczce.
-Bez przesady Nel, ona ma dwadzieścia dwa lata i jest tylko o pięć lat młodsza od Ciebie
-Własnie o pięć! Co ona może wiedzieć o życiu i miłości. A jak im nie wyjdzie, jak on ją zostawi?
-Robert miałby zostawić Julie? Kochanie chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. Przecież ten facet nie widzi nic poza tą wariatką. Twoja siostra uczyniła go chyba najszczęśliwszym facetem na ziemi kiedy zgodziła się za niego wyjść. Chciałabym to widzieć.
-Ale Lili! Ona ma całe życie przed sobą, każdy może zmienić zdanie,
-Ejże, nie zabieraj mi mojej roli -Upomniała ją Lili i upiła łyk herbaty. -Rozumiem, że się o nią martwisz, ja też ale zobacz ty w jej wieku miałaś już małego brzdąca na głowie a do tego studia i jakoś sobie poradziłaś. Wiem, że kochasz siostrę i boisz się, że ja stracisz ale spokojnie Ty zawsze będziesz jej siostrą i nic ani ślub ani Robert ani nikt inny tego nie zmieni. Łączy was siostrzana więź, która jest silniejsza niż wszystko inne. -Zapewniła ja,
-No może z wyjątkiem miłości rodzicielskiej.
-Och tak, no to jest oczywiste. -Nela podniosła się ze swojego miejsca i podeszła do Lili, która w swojej granatowej sukience stała oparta o framugę kuchennych drzwi. Wzięła jej stare, kruche ale nadal mocne ciało w objęcia. Zawsze kiedy przytulała się do Lil miała wrażenie, że jej matka potrafi sprostać każdemu wyzwaniu i nic nie jest w stanie jej załamać.

*
"Duch żyję w nas, duch nami lśni, pilnuje z  nieba biegu nocy i dni,.. " ~ Ponad czasowe wartości zawarte w KAŻDEJ bajcę uczą nie tylko najmłodszych ale i nas, dorosłych-zagubione dzieci w skorupie "dojrzałości". 

środa, 13 stycznia 2016

.355

~Przeszłość


-Matko dobrze zrozumiałam, ze nie jesteś zadowolona z tego, że dostałam tę role. W sumie to już mnie nie dziwi ale proszę Cie nie możesz zakazać mi wsiąść w nim udziału! -Lili od samego rana musiała zmierzyć się z podłym podejściem matki co do jej gry w teatrze. Gdy wczoraj przy wieczornej kolacji podzieliła się tą wspaniałą jak z początku myślała dla rodziny wiadomością jej matka wyraziła ogromne niezadowolenie. Nie chciała słyszeć o tym, że jej córka będzie wystawiona na widok całego miasta i przyjezdnych. Stwierdziła, że tylko młode i głupie panny biorą w czymś takim udział i nie pozwoli by jej córka postrzegana była jako snopka. Niestety nie docierało do niej, że to ogromna szansa dla jej córki, że dzięki temu może przez całe życie robić to co kocha.
Teraz gdy od ponad godziny próbowała przekonać do swoich racji nieugiętą rodzicielkę naprawdę była bliska załamania. -Mamo, proszę. -Spróbowała ostatni raz. -Choć raz przyjdź na próbę, przedstawienie jeśli Ci się nie spodoba, pójdę do Pana Davida i zrezygnuję z roli. Jeśli jednak po spektaklu uznasz, że ta rola to naprawdę nie koniec świata będę bardzo ciężko pracować by pogodzić pomaganie tutaj, w restauracji z próbami. Tylko daj mi szansę.
-Dobrze, niech będzie. Przyjdziemy z ojcem na twoje sobotnie przedstawienie i zobaczymy jak mają się sprawy ale ostrzegam Cię, że przed podjęciem ostatecznej decyzji będziemy chcieli porozmawiać z tym całym dyrektorem teatru.
-Dziękuje! Bardzo dziękuję!! -Zawołała radośnie Lili po czym uściskała  matkę.
-Spokojnie! Jeszcze nie powiedziałam tak.-Widząc radość córki Kate Rein zaczęła się poważnie zastanawiać czy jej córka mogłaby spędzić resztę na grze. Czy ona naprawdę wie z jakimi wyrzeczeniami i poświęceniami się to wiąże. A co z restauracja kto się nią zajmie gdy ona wraz z ojcem Lil będą już za starzy na gotowanie i bawienie gości.
Państwo Rein byli już małżeństwem od ponad dwudziestu lat. Początek ich znajomości był burzliwy ale przepełniony gorącym uczuciem. Pobrali się szybko i niecały rok po weselu mała, słodka Lili była na świecie. Była oczkiem w głowy dziadków a sami rodzice nie mogli przestać patrzeć jak słodko i spokojnie śpi w łóżeczku. Kate zawsze chciała zapewnić małej brązowowłosej dziewczynce rodzeństwo. Jednak po porodzie doszło do komplikacji i kobieta została bezpłodna. Odchorowała to przez wiele miesięcy ale mąż i Lili dały jej siły do dalszego życia i pogodzenia się z faktem, którego nie mogła zmienić.
Dlatego teraz tak bardzo przejmowała się i martwiła o przyszłość swojej młodej i niedoświadczonej córki. Nie chciała bo ta cierpiała ale żeby była szczęśliwa i uśmiechnięta bo na to z pewnością zasługiwała.
-Dobrze dobrze. Ale to zawsze jakiś postęp!-Lili przerwała rozmyślenia matki, jeszcze raz ją ucałowała i pobiegła do restauracji gdzie miała do wykończenia bagietki czosnkowe z rozmarynową posypką a cała sałatka krabowa wymagała przygotowania.
Czas w kuchni, w towarzystwie gadatliwych i głośnych kucharzy oraz kelnerek, które co rusz wbiegały i wybiegały z zamówieniami mijał w zawrotnym tempie. Tak też było dzisiejszego dnia, gdy przyszła zapytać ojca co ma robić nim się obejrzała była już pora obiadowa, w której doszło do wymiany zdań z mamą. Teraz, po szybkiej herbacie na górze i krótkim odpoczynku znów wzięła się do roboty.
*
Trudno jest zdefiniować słowo spokój. Dla jednych jest to czas, w którym nic kompletnie nic nie zakłóca wszechogarniającej ciszy dla innych natomiast to stan kiedy  żona przestała drzeć się o niepozmywane naczynia po obiedzie. Jeszcze inni mówią, że spokój znajdą dopiero w grobie. Ale w sumie po co roztrząsać jego znaczenie? Ważne, że gdzieś tam istnieje na pewno i ktoś się nim właśnie cieszy. 

.356

~Przeszłość


-Amanda skocz do garderoby po białe, sukienki te z koronki bo trzeba je zszyć na jutrzejsze przedstawienie.-Zawołała starsza krawcowa do młodej, rudowłosej kobiety, która przy szyje przewieszoną miała miarę krawiecką. Dziewczyna wpadła jak burza do dużej, teatralnej garderoby gdzie można było znaleźć praktycznie każdą kreację. Czy to na duży, wystawny bal, gdzie kobiety przystrojone były w długie, zwiewne suknie  a panowie w czarne fraki czy bal przebierańców gdzie królicze uszy i ogon osła nikomu nie przeszkadzały.W długim zagraconym pomieszczeniu wieszaków było tyle co włosów na głowie i tylko ludzie, którzy dostatecznie dużo czasu poświecili na poznanie tajników krawiectwa mogli coś w tym gąszczu ubrań znaleźć. Jednak młoda Amanda nie zrażona setkami strojów wiszących na wieszakach często zaglądała do tego pokoju w poszukiwania jakiegoś stroju do przeróbki czy naprawy, Tak było i dziś, Mary starsza krawcowa, jedna z najważniejszych osób w tatrze poprosiła Amandę by przyniosła i zreperowała sukienki do jutrzejszego przedstawienia "Śpiąca Królewna". Przechadzają się miedzy alejkami płaszczy i gorsetów w poszukiwaniu owych stroi usłyszała cichy szloch. Z początku myślała, że tylko jej się zdaje bo skąd tutaj taki dźwięk, ale gdy zaczęła szukać źródła odgłosów, w kacie pokoju, na samym jego końcu siedziała, skulona dziewczyna z burzą brązowych włosów. Kobieta rozpoznała ją. To była nie kto inny tylko młodziutka Lili. Amanda pamiętała ją z niektórych prób i przymiarek. Musiała przyznać, że oglądanie jej na scenie było naprawdę wielką przyjemnością. Poza tym aktorka nie była przemądrzała i arogancka jak jej inne teatralne koleżanki, Dlatego zdziwiła się, że to własnie tą miłą osóbkę widzi tu całą zapłakaną. 
-Hej kochanie, co się stało? Dlaczego siedzisz tu sama i brudzisz tą śliczną buźkę rozmazanym tuszem?-Zagadała ją. Lili podniosła szybko głowę, a w jej oczach malował się ogromny smutek. Na tek widok Amandzie ścisnęło się serce. Uklękła koło niej i wzięła opiekuńczo w ramiona.-Co jest ptaszyno? Ktoś cie skrzywdził?-Lili wybuchnęła głośnym płaczem.-No już, Cii, cicho maleńka nie płacz i zaraz mów mi komu mam przyłożyć?-Na te słowa zapłakana dziewczyna uśmiechnęła się a w jej oczach smutek jakby odrobinę zmalał.
To spotkanie było zapowiedzią długoletniej przyjaźni, która rozkwitła niczym piękna róża w ogrodzie pełnym chwastów. Chociaż Lili i Amandę dzieliła nie tylko  różnica wieku, której  kobiety zdawały się  nie zauważać nigdy tak naprawdę nie przestały się wspierać. 

*
Gdzieś tam, w odległym świecie panuje na pewno lepsza atmosfera niż tu na Ziemi. Nie ma tam smutków, żali i przemocy, Nie ma wojny i terroru panuje niczym nie zmącona cisza, przerywana tylko salwami śmiechu symbolizującego radość. Ale czy na takim świecie naprawdę umieją docenić spokój i miłość? Wiedzą czym jest poświecenie w obliczu zagrożenia i czym w ogóle jest zagrożenie? 

poniedziałek, 11 stycznia 2016

.357

~Lili

Zimowy, pochmurny ranek przywitany w objęciach Morfeusza to świetna perspektywa dla wszystkich śpiochów i ludzi, którzy noc spędzili na taneczno-towarzyskich eskapadach. Nawet Lili, która zazwyczaj zrywała się skoro świt dzisiejszego rana postanowiła pospać chwilę dużej. Duże, wygodne łóżko nie stawiało oporu, a miękka, puchowa kołdra w krowie łaty stanowiła świetną izolacje ciepła. O dziwo Gula też został tego ranka dłużej w swoim posłaniu co dla jego właścicielki było raczej dziwne, przecież ten pies zawsze wstawał skoro świt gotowy na spacer.
Gdy Lili w końcu się obudziła, leniwie  przeciągnęła się w celu rozprostowania starych kości. -To będzie dobry dzień piesku, mówię Ci. Gnaty bolą mnie dziś trochę jakby mniej a to już jest powód do radości. -Podniosła się z łóżka, na ramiona zarzuciła obszerny szlafrok, który uszyty został przez jej najlepszą przyjaciółkę. Lili dostała go ponieważ Amanda twierdziła, że ranki i wieczory są zbyt piękne żeby marznąć w nie w samej piżamie. Staruszka uśmiechnęła się na samą myśl tego spotkania. Amanda, kobieta starsza od niej o niecałe dziesięć lat odznaczała się zawsze wielką mądrością i dobrocią. Była szczęśliwą mężatką od ponad trzydziestu lat, matką czwórki wspaniałych dzieci i babcią sporej gromadki wnucząt. Pochwaliła się nawet ostatnio, że jedna z jej wnuczek spodziewa się synka. Tą radosną wiadomość opiły całą butelką słodziutkiej, domowej malinówki przegryzając ziołowymi krakersami. To był świetny wieczór, które odpokutowały bólem głowy następnego ranka marznąc na kanapie Amandy, która po paru kieliszkach nalewki zapomniała włączyć starego piecyka. Właśnie wtedy postanowiła uszyć im obu ciepłe szlafroki by taka sytuacja nigdy się już nie powtórzyła, a że kobieta nauczyła się szyć od swojej mamy już w młodzieńczych latach a potem została krawcowa w miejskim teatrze oba okrycia wyszły naprawdę prześlicznie.
Lil kochała swoją przyjaciółkę jak rodzoną siostrę, której zresztą nigdy nie miała. Postanowiła, że wpadnie do niej z wizytą i przypomni o tym jak świetnie było kiedyś spędzać noce na gadaniu o niczym. Zaczęła zastanawiać się już nad tym co pysznego upichcić. -Ale to zaraz, najpierw śniadanie. -Powiedziała do siebie, Podeszła do okna i wyjrzała przez nie, Widok jak zawsze był wspaniały. Błękit morza nierzadko pokryty białymi grzywaczami targanymi przez wiatr dziś był niczym nie wzburzony niczym tafla ogromnego lustra. Lili mogłaby tak stać cały dzień i patrzeć na biegających młodych ludzi,którzy w przebieżkach po plaży gonili swój oddech oraz na rodziny z dziećmi, które rozkładały wiaderka i łopatki gotowe do stawiania zamków z piasku.Kobieta zebrała się w sobie i wyszła z Gulą na spacer. Po powrocie, na śniadanie zjadła tosty z jajkami i lekka sałatkę z kiełkami cebuli.
Gdy poranne wiadomości dobiegły końca a poranna herbata była już tylko miłym wspomnieniem Lili zabrała się za przygotowywanie ciasta drożdżowego według starego przepisu jej mamy. Z lodówki wyciągnęła mleko i kostkę masła a z szafki nad zlewem sięgnęła pojemnik mąki. Gdy wszystkie składniki były gotowe zobaczyła, że brakuje jej laski wanilii a wiedziała, że bez niej ciasto nie wyjdzie tak smaczne i aromatyczne jak zawsze. Chcąc nie chcąc Lili ubrała buty i wyszła do sklepu.-Nie będzie mnie zaledwie minutki Gula. obiecuje. -Zapewniła psa, który chciał ruszyć z nią na przechadzkę. W drodze do pobliskiego marketu i w samym nim nie spotkała wielu osób co ucieszyło ją ponieważ troszkę się spieszyła. Ciasto drożdżowe z owocami wymagało troszkę czasu i uwagi a gdyby musiała stać w kolejce to musiałaby nieco skrócić czas wyrastania. A tak wszystko potrwa tyle ile powinno.
-Dzień Dobry, czy to będzie dla Panie wszystko? -Uprzejmie zapytała kasjerka,
-Tak dziękuje bardzo.
-Płaci Pani 14,90. -Kobieta zapłaciła po czym wyszła ze sklepu i skierowała swoje kroki w stronę domu. Gdy była już na swojej ulicy drogę zagrodził jej mężczyzna z czupryną siwych włosów, co było zdumiewające jak na jego podeszły wiek.
-Przepraszam czy wie Pani może gdzie tutaj jest dom do wynajęcia? Szukam go od dobrych piętnastu minut i psia kość nie mogę znaleźć. Może to ta starość, sam nie wiem. - Po  tym wyrażenie w połączeniu z młodzieńczym błyskiem w oku staruszka Lili odniosła wrażenie, że skądś zna pana w szarym garniturze z dużą brązową teczką.
-Oj nie to nie o starość tu chodzi -Zaśmiała się. -Ten dom naprawdę trudno odszukać ponieważ nie jest oznaczony. To ten z czerwonej cegły z białym płotkiem na końcu ulicy. Teraz Pan na pewno znajdzie bez problemu.
-Oh najmocniej dziękuje. Przepraszam, że nie zostanę i chwilę nie porozmawiam jak każą mi maniery ale jestem przez to wszystko okropnie spóźniony. Może kiedyś to nadrobimy.
-Nic nie szkodzi naprawdę. -Zapewniła go, po czym pożegnała się z nim. Gdy wróciła do domu i zajęła się pieczeniem ciasta nie mogła pozbyć się wrażenia, że spóźnionego  pana skądś zna. 
Kiedy drożdże w połączeniu z mąką zrobiły swoje a jędrne, błyszczące jeżyny puściły sok ciasto było gotowe i Lili wyjęła je z piekarnika. -Teraz tylko czekamy aż wystygnie i zbieramy się z wizytą do Amandy. Mam nadzieję, że ucieszy się na nasz widok a przynajmniej na widok jeżynowego ciasta.-Powiedziała do Guli, który radośnie merdał ogonem.
*
Chodź pokaże Ci miejsce gdzie świat ma tysiąc barw, gdzie nie liczy się czasu a zapomnienie i spokój są jedynymi odpowiednimi uczuciami.